Zanim pochwyci mnie atanda

*

Wydawca: KryWaj 
Koszalin 2015
Projekt okładki: Krystyna Wajda
Na okładce: obraz Jacka Juriewicza
ISBN 978-83-64234-43-9
str.118
 
Posłowie

Szukanie rudymentów i prawdy

Piotr Prokopiak (rocznik 1973) to autor czterech tomików wierszy i trzech książek prozatorskich. Biorąc pod uwagę, że debiutował w roku 2007, to jego aktywność pisarską można uznać za dynamiczną. Aktywność jednak – jak wiadomo – o niczym szczególnym nie świadczy. Liczy się przede wszystkim talent, poziom pisarski, indywidualność, rozpoznawalność, temperatura… I w tego typu walory wyposażony jest – co do tego nie mam wątpliwości – autor tego wyboru.

Prokopiak stoi blisko tego strumyka, na którego przeciwległym brzegu rozkwitała poezja tzw. kaskaderów. A więc tych wszystkich szaleńców i wagabundów, którzy inną ostrością wzroku i z wysoką gorączką patrzyli na świat i swoje w nim miejsce (czytaj: zagubienie). Nie chcę go tym samym namawiać, by ten brzeg przekraczał; wystarczy, że jest poetą „charakternym” i wyrazistym. I że bierze się z wieloma sprawami za rogi, płacąc zresztą za to swoją cenę.

Przed lekturą zajrzałem do Internetu. Nie znałem słowa atanda… I oto, co wyczytałem: atanda – w więziennej gwarze specjalna jednostka straży więziennej, uzbrojona w hełmy, pałki i tarcze, przeznaczona do pacyfikacji wszelkich przejawów buntu, wielokrotnie używana przeciwko internowanym i więźniom politycznym. Atandą nazywano też jednostki wyprowadzające skazanych na egzekucję. Czy ten termin przekłada się jakoś na te wiersze? Otóż tak – Prokopiak jest zbuntowany, niepokorny. Powierzchowna akceptowalność rzeczywistości nie jest jego dziuplą, choć nie czyni tego ze spektakularną ekspresją. Z niej raczej sypią się negacje, sarkazmy i to wszystko, co nazywamy „innymi punktami widzenia”. On je jednak bardziej intelektualizuje niż „rejtanizuje”. Jedno jest pewne: natura wynagradza Piotra talentem i iskrą, równocześnie odbierając mu komfort konformizmu i świętego spokoju. I ja do takiego Prokopiaka jestem już od kilku lat przyzwyczajony, życząc mu, by dla dobra literatury nigdy błogiego, filisterskiego szczęścia nie zaznał.

O tym wszystkim przekonujemy się, czytając już pierwszy wiersz, otwierający ten wybór. Przecież obejmowanie brzozy przynosi – w to wierzymy – ład, harmonię i wyciszenie. Tu dzieje się inaczej. Równocześnie – proszę zauważyć – pojawia się tu „boska instancja”, ale i ona nie zapewnia nam nagrody za trudy życia. Wszystko rozstrzygnie niechybna siekiera. Pesymizm Prokopiaka jest nieodłączną cechą jego refleksji ontologicznej. Swoisty antyeudajmonizm to fundament budowli, jaką Piotr wznosi. Co ciekawe: w debiutanckim tomiku (Narodzeni z wiatru, 2007) poeta sytuuje los w perspektywie żywiołów wyższego rzędu; biocenoza Natury ogrywa w tym cyklu rolę dachu nad głową i podłogi pod nogami. Dzieje się harmonia. To nas, ludzi, sytuuje w szerszej perspektywie istnienia. Piękna jest ta metafora, że my, ludzie, jesteśmy tacy leśni, a drzewa są takie ludzkie. Zanim jednak zacznę coś mówić o sielance, przypomnę wspomnianą wyżej siekierę. Idę w tej swojej „egzegezie” oczywiście na duże uproszczenia, lecz chcę uświadomić jedno: Prokopiak od początku był pesymistą. Wierząc w harmonię, wiedział, jak palce nam od niej drętwieją. Szukał ładu, szukał usytuowania , szukał racji wyższej, budował namiastki nadziei… Dostrzegał także przesłania kulturowości.

W drugim tomiku (Przedcisze, 2008) ta kulturowość zaczyna dominować nad Naturą. Pojawia się Księga – jakkolwiek by jej nie pojmować. Ale Księga to na pewno Matryca – w niej zapisana jest droga i sens tej drogi. Owszem, Natura nie znika, ale przed gehenną runa być może ocalą nas przesłania Mędrców. Toteż Piotr zagląda do mitologii, wsłuchuje się w mędrców. Szuka rudymentów, jakby wierzył, że droga jest z góry wytyczona. Ona opowiada Los. Czy w tym można znaleźć harmonię? Otóż Prokopiak, wciąż pokorny wobec wielowiekowych zapisów i przesłań, gdzieś tam – między wersami – wypowiada rozpacz. W nim poeta natus i poeta doctus starają się ustalić jakąś koincydencję , ale w niej na próżno poszukiwałem katharsis. Tyle tylko, że ta dolorosa exsitentia dzieje się tu bez histerii. Nawet uznałbym Piotra za stoika.

Tomik trzeci – Pastwisko losu (2009) – stanowi naturalną kontynuację dwóch poprzednich, z tym, że bardziej namacalne stają się pewne konkrety i materialne realia. Dochodzimy i do takich konstatacji: poddać się / po co wierzgać / przeciw ościeniowi / to nie twoje / państwo / podwyżki / partie / kościoły / pędzące wiarę galonami / jak bimber / możesz sobie pogadać / zachłysnąć frustracją / zrobić miejsce / dla następnych / znaczysz tyle / ile konsumujesz. Czytając „takiego Prokopiaka” może nam się zdawać, że czytamy coś z programu niegdysiejszej Nowej Fali. A to po prostu dokonuje się wyjście z Księgi na ulicę. Ta reakcja musiała w końcu dojść do głosu; ja Prokopiaka postrzegam jako nonkonformistę obolałego od namacalnej rzeczywistości. Lecz on, coraz częściej na tę ulicę wychodzący, wciąż miota się pomiędzy aniołami a szatanem – stoi w rozkroku między dwoma światami. Być może jak niemal każdy z nas, ale bardziej wrażliwie i bardziej drażliwie.

Ostatni blok wierszy w tym wyborze pochodzi z tomu Homo hereticus (2010). Kiedy czytałem wiersz Relapsus, zdawało mi się, że jestem blisko Herbertowskich formatów. Prokopiak dorósł do poezji ważnych obserwacji i istotnych przesłań. Ta kulturowość zaczęła sięgać wysokich pułapów. Coraz częściej pojawiają się wątki historiozoficzne. W Wierszach rozproszonych, niedawno napisanych, które zamykają książkę niezwykle poruszające są też wątki historyczno-rozliczeniowe. W sumie Piotr proponuje nam poezję rozległych treści i horyzontów, a jego widzenie i przeżywanie świata jest poruszające dlatego, że wykracza poza egoistyczne ego i opowiada tyleż świat uniwersalny, co współczesny, konkretny. Opowiada z niesłychanym nerwem, czułością i mądrością.

Myślę, że Piotr Prokopiak wciąż pisze w cieniu i zasługuje na odkrycie. To nie jest jeden z tych „wielu zdolnych poetów”. On jest z tych najzdolniejszych, których powinniśmy jak najszybciej odkryć dla dobra obrazu, na jaki składa się poezja naszego czasu!

Leszek Żuliński